Tydzień temu do naszego biura przyszła mała paczuszka zaadresowana na moje nazwisko. Paczuszkę nadał Mateusz Marek – „komik” w Sekcji Muzycznej Kołłątajowskiej Kuźni Prawdziwych Mężczyzn, „klałn” w Fundacji Czerwone Noski Klown w Szpitalu, redaktor, copywriter i poeta – ten ostatni, jak się właśnie okazało, nie tylko do szuflady.
Po otwarciu przesyłki moim oczom ukazała się płyta, a ja – przez pobieżne rzucenie okiem na nazwiska – doznałam złudzenia, że Matełusz śpiewa Zagajewskiego… Tak to jest jak się ma w głowie wiele kodów kulturowych, przy jednoczesnym nieogarze w krajowej scenie muzycznej. Dlatego przepraszam Ciebie Andrzeju Zagajewski aka Ludwiku Zamenhofie, coś muzykiem, kompozytorem, aranżerem i producentem płyty POLO POLO jest, żem nieopatrznie przemianowała Cię na śp. Adama, na chwilę.
Co zauważyłam zaraz potem? Że okładka płyty zaprojektowana została w oficjalnym kolorze 2019 roku, czyli Pantone 16-1546 Living Coral. Po pierwszym odsłuchu „longiem” zyskałam pewność – to jest materiał sprzed pandemii. Uff. Następnie spostrzegłam blaszany bębenek w rękach Matełusza i złotą koronę na Jego głowie. Po drugim odsłuchu płyty przyszła konstatacja, że jest w tym chłopaku sprzeciw wobec otaczającej Go rzeczywistości, tożsamy dla Oskara z powieści Güntera Grassa i odwaga jak u Króla Maciusia Pierwszego autorstwa Janusza Korczaka. Na nasze szczęście, w opozycji do wymienionych, MM postanawia dorosnąć. Do swojej solowej płyty.
9 utworów, 31 minut, 37 sekund, 3 opinie
Jak czytam na stronie OdpalProjekt, Płyta POLO POLO jest wybitna. Teksty chwytają za serce, a muzyką zajął się ktoś z taktem, polotem i wieloma nagrodami na koncie. To wyważona wypowiedź artystyczna, która nie pozwoli Ci się oderwać. POLO POLO jest współczesną historią naszych radości, obaw i lęków przed tym, że może być dobrze. Podwójne POLO to prosty i szczery tekst, wdzięczna obserwacja nas samych i muzyka, która idzie pod nóżkę, ale czuć w niej głębię. Bo w prostocie bywa piękno i tego się trzymajmy.
Następna recenzja należy do Radia Kraków, tutaj tylko puenta: Efektem pracy tak utalentowanego tandemu jest płyta “Polo Polo” – album przystępny dla ucha, a jednocześnie oryginalnie zaaranżowany. Proste, a równocześnie wysmakowane brzmienia towarzyszą słodko-gorzkim tekstom o międzyludzkich relacjach. “Polo polo” to płyta, przy której słuchacz uśmiechnie się nieraz, a zaraz potem westchnie głęboko i powie sobie: “tak właśnie… tak to jest”. I to chyba najlepsza rekomendacja dla piosenek o życiu.
Dużo w powyższych słowach racji. Znajdziemy na tej płycie numery z dużym potencjałem radiowym, jak utwór „Zimno” i „Leniwa buła”; z potencjałem prywatkowo-domówkowym, jak utwór „Ludzie”, ale również biesiadno-weselnym, jak utwór „Związki”. I jak to bywa przy obcowaniu z zamkniętym materiałem – musi być ten jeden ulubiony kawałek na płycie. Co w moim przypadku wydaje się naprawdę sporym wysiłkiem, aby takowy wskazać, bowiem z wyboru słucham rzeczy maksymalnie odległych muzycznie od propozycji Marka i Zagajewskiego. Ale mam taki jeden numer. To „Nikt nie patrzy”. Genialny tekst [cecha wspólna dla całego albumu] i ciekawy collab z wokalistą o pseudonimie SzymonMówi, który stylistycznie zatrzymał się gdzieś w nieodżałowanym projekcie Lenny Valentino.
Wiersze zebrane, odśpiewane
Matełusza znam słabo. Zaliczyłam kiedyś przez przypadek koncert SMKKPM i pamiętam, że rzuciło mi się w oczy, jak bardzo w tańcu nie przeszkadza Mu muzyka 🙂 Po kilku mignięciach na tych samych eventach komediowych, zostaliśmy 'znajomymi’ na Facebooku. Tu z kolei nie mogłam nie zauważyć, że Jego wpisy pełne mindfulness, czynią z Mateusza jakiś rodzaj brainiaca, który szuka sposobu na ułożenie się ze światem. Głównie jest to droga przez czułe słówka. Miło byłoby zaobserwować ten trend u innych internetowych atencjuszy. Sorry za tę prywatę, ale nie sposób 'czytać’ twórczości MM w oderwaniu. Poza tym mam w nosie Śmierć autora Rolanda Barthes’a, if ju noł łot aj min.
Więc słucham sobie po raz dziesiąty płyty POLO POLO. Odrzucam nachalne skojarzenia, kierujące moje poznanie tam, gdzie już kiedyś byłam, rozpinające w głowie jakąś muzyczną mapę z punktami: Pogodno, Yann Tiersen, Elektryczne Gitary, Czesław Śpiewa… sporo tu melodii, które już raz słyszałam [parafrazując inżyniera Mamonia]. Ale czy to osłabia odbiór tej płyty? Nie musi. Bowiem zaprawdę powiadam Wam – mało powstaje rzeczy tak wartościowych tekstowo. I myślę sobie, że ten swoisty mezalians poezji [lyrics] i prozy [music] toruje drogę dotarcia tej pierwszej do szerszej publiczności, która być może nie oczekuje od radiowej listy przebojów refleksyjnych refrenów. Więc może tak się stać, czego z serca życzę autorom podwójnego POLO, że zaczną Ich grać wielkie rozgłośnie, a niczego niespodziewający się radiosłuchacze podprogowo będą chłonąć przekaz pełen nadziei: ok, bywa groteskowo, ale nie tylko covid, nie tylko problemy, nie tylko to co za oknem, nie tylko polityka, bo oto piękni ludzie, może być śmiechowo, może być bardziej wsobnie, a w ogóle czy wiecie, że panowie też przeżywają swoją nadwagę i ogólnie to fajnie, gdyby „średnio” stało się naszym nowym „dobrze”? Poza tym naród, który nie czyta poezji, staje się łatwym łupem dla demagogów i tyranów, więc niech by sobie przynajmniej tej poezji posłuchali na melodię, która momentami istotnie idzie pod nóżkę.
Przez cały miniony tydzień bolała mnie głowa. Dlatego nie byłam w stanie skupić się wystarczająco uczciwie, aby zasiąść do skreślenia tych paru zdań, które Matełuszowi się należą. Tymczasem, POLOpiryna ma działanie przeciwbólowe, przeciwgorączkowe, przeciwzapalne i przeciwagregacyjne. Przyjmuje się ją w przeziębieniach, nerwobólach, chorobie reumatycznej, a także zapobiegawczo przeciw zakrzepicy… humoru. Przed użyciem, np. za pośrednictwem Spotify, warto skonsultować się ze swoim sumieniem, czy godzi się brać ją za darmo i nie wspierać artysty groszem. Odpowiedź jest chyba oczywista…