Guma naciąga rzeczywistość, czyli przegląd tygodnia

* O! I już znowu trzeba pisać.. Czy Wam też tydzień w pandemii tak szybko mija? Kolega, który siedzi w domu bez przerwy od dwóch miesięcy się ostatnio dziwił, że ktoś się zapisuje do fryzjera na czerwiec. On mentalnie wciąż jest w marcu. A jak się zdziwił, gdy o 20:00 wciąż było widno!

* Zdziwienie ogólnonarodowe miało miejsce w ubiegłym tygodniu. Okazało się, że chińskie maski, które przyleciały do nas słynnym samolotem, i które osobiście witał jeszcze słynniejszy premier i najbardziej słynny minister, są jak polskie wybory prezydenckie – do dupy. Nie spełniają odpowiednich norm. Ależ mi nowość. Mój ojciec przy każdym zakupie mówił mi: „Tylko nie kupuj chińskiego gówna!” Potem następowała kilkuminutowa tyrada o wyższości polskiego rzemieślnika nad chińskimi dziećmi, którą zawsze kończył słowami: „Nas nie stać na dziadostwo!”. Nieprawda, ojciec. Nasz kraj stać na wszystko. Można na przykład wywalić piosenkę Kazika z Listy Przebojów Trójki, wywalić z roboty Marka Niedźwieckiego, by wreszcie wywalić w powietrze całą Trójkę. Ale tak to jest, jak się dzieciom daje do zabawy zapałki i dynamit.

* Minister Szumowski – który dał dowód na to, że w polskiej polityce trzeba mówić wolno i tygodniami nie spać, by bić rekordy popularności – wpadł w kłopoty. Otóż instruktor narciarstwa z Zakopanego sprzedał Ministerstwu Zdrowia maseczki za 5 milionów złotych. Instruktor jest znajomym brata ministra Szumowskiego i przypadkiem przechodził z tragarzami. Choć minister twierdzi, że to nie jest mój przyjaciel. I nie jest to też przyjaciel mojego brata. To człowiek, który uczył nas jeździć na nartach. Ironią losu byłoby, gdyby Szumowski przewrócił się przez instruktora.

*  Platforma jak zwykle znów jest za, a nawet przeciw. Wymieniła coraz gorzej radzącą sobie Prawdziwą Prezydent na – i tu faktycznie prawdziwego – Prezydenta Warszawy. A jeszcze niedawno o Małgorzacie Kidawie-Błońskiej w Platformie mówili z zachwytem: „Sofia Loren”. No to zaśpiewali jej Bella Ciao!

* Aha! Jeszcze wróćmy do ministra Szumowskiego.  Skomentował słowa Edyty Górniak, która powiedziała, że za nic się nie zaszczepi, bo ona nie wie, co będzie w tej ewentualnej szczepionce na koronawirusa (pisałem o tym przed tygodniem). Minister odpowiedział, że jak wsiada do samolotu, to nie musi wiedzieć jak on działa. Złośliwi twierdzą, że jak idzie do Ministerstwa Zdrowia, to też nie wie, jak ono działa… Nieważne. Pani Edyta uprzejmie odpowiedziała, że chętnie porozmawia z Szumowskim. Tylko nie w miejscu publicznym, bo kolorowe pisma oskarżą go o romans. Pani Edyto, nikt go o nic nie oskarży.  Wszyscy wiedzą, że jak minister zobaczy łóżko, to natychmiast pójdzie spać. 

* Pani Edyta proponuje więc spotkanie przed kamerami, na oczach całego kraju. Debata Górniak-Szumowski. Takiego duetu pani Edyta nie miała od czasów Mietka Szcześniaka. Ona do niego: „Mój sokole chmurnooki!”, a on do niej: Snu już nie znam, step odmierzam by odnaleźć Cię. Pytanie czy chodziłoby mu o szczepionkę na koronawirusa, czy rozum pani Górniak?

* Wszędzie i wokoło nic tylko #hot16challenge2. Najgorsze z tą akcją jest to, że do śpiewania wróciła Mandaryna. Ale może jest też plus. Bo skoro ona zaśpiewała, to musieli już śpiewać wszyscy i wreszcie się to skończy.

* Dwa filmy o pedofili rozgrzały Polskę. Niektórzy twierdzą, że film Sylwestra Latkowskiego „Nic się nie stało” o pedofili wśród gwiazd jest odpowiedzią na film braci Sekielskich „Zabawa w chowanego” o pedofili wśród księży. Problem taki, że Sekielski zrobił swój film rzetelnie, dając dowody. U Latkowskiego jest z tym – mówiąc delikatnie – nie najlepiej. Ci, którym z tezami filmu Latkowskiego po drodze twierdzą, że to nie ma znaczenia. Film jest film. No nie proszę państwa. To tak jak porównać Jamesa Bonda i Detektywa Rutkowskiego. O każdym powiemy, że to niezły agent, ale naprawdę to nie znaczy to samo. 

Miłego weekendu!